MTBM#2 Karpacz

1 komentarz

Dane treningu

  • 52.30 km
  • 03:16:40 h
  • 16.0 km/h
  • HR avg.: 171 ( 86%)
  • Przewyższenie: 1732 m
  • Kalorie: 3575 kcal
  • Aktywność: Wyścigówka AE
  • Ćwiczenia: R

Podobnie jak we wcześniejszych latach pierwszy górski maraton w cyklu MTB Marathon odbył się w Karpaczu. Od samego początku nie było lekko — już na dzień dobry 4,5km podjazdu "pod Wang" (czyli do Karpacza Górnego) o średnim nachyleniu 5,5%. Z wcześniejszych lat wiem, że pokonanie go zajmuje mi ok. 15min. Niestety już po ? tego czasu mogę tylko w niemocy obserwować jak Dawid odjeżdża do przodu. Wiem jednak, że gdzieś za mną jedzie przyczajony RB, więc nie ma to tamto, trzeba cisnąć ile sił ;).

Nadspodziewanie szybko po rozpoczęciu zjazdu z powrotem widzę Dawida (jak się dowiaduję po maratonie, zgubił bidon i zatrzymał się, by go odnaleźć). Dzięki temu miałem przed sobą zająca – jak się okazało – na całą trasę maratonu. Kilka stromych wąskich ścianek w dół (zdecydowanie za wcześnie na takie elementy na trasie) skutkuje zakorkowaniem. Gdyby było trochę więcej miejsca, spokojnie można by było zjeżdżać, brakuje jednak za korzennymi uskokami miejsca na wyhamowanie inaczej, niż na rowerze zawodnika z przodu :/.

Na 13.km pojawia się nowość na trasie — niespełna dwukilometrowy (1,7km), ale cholernie stromy (13%) szutrowy podjazd. Mimo, że wydaje mi się, że jadę w miarę przyzwoitej części maratonowej stawki, to widzę że część osób nie daje rady wyjechać i podprowadza rowery :o. Choć nie mam w korbie młynka to spokojnie sobie kręcę do góry. Dodatkowym dopingiem jest powoli ale skutecznie oddalający się Dawid.

Dalsza trasa ma trochę bardziej interwałowy charakter. Trochę do góry, trochę z góry. Jest kilka ciekawszych technicznych podjazdów, niestety często-gęsto blokowanych przez podprowadzaczy :|. Na zjazdach widzę, że zbliżam się do rywla. Na podjazdach, zwłaszcza gdy się obejrzy ;) to podkręca tempo i ciężko za nim nadążyć. Na bufecie usytuowanym przed Drogą Chomontową (3km, 10%) zrównujemy się. Czuję jednak, że to nie mój dzień na podjeżdżanie, więc wiem, że zaraz mi odjedzie, a jedyne co mogę robić to minimalizować straty. Po drodze mijam Tomka (M4, Thule) który jedzie jakoś wyjątkowo słabo w porównaniu do swojego normlanego poziomu. Walczę o kolejne metry w pionie. Plecy już mają dość, w nogach ogień. Tempem wyprzedających się na autostradzie tirów doganiam kolejne osoby. Rok temu szło to znacznie lepiej — ja jestem słabszy? inni mocniejsi? może jadę wyżej w stawce (haha, chciałbyś)?

Na górze podjazdu ani śladu po Dawidzie — skubaniec dał radę chwycić się, za mijającego nas megowców, zawodnika z czołówki dystansu giga. W oddali w czerwieni widzę tylko zawodnika Goodsport, który też mnie wziął na podjeździe.

Nie szło pod górę, to staram się nadrobić na zjeździe. Zniszczona asfaltowa droga została oznakowana !!!, ale się nie przejmuję i cisnę blat-ośka. Skręt na trawiaste zbocze. Jedna osoba za mną, dwie, trzy... przesuwam się do przodu :). Trochę dużo za dużych kamieni, jakoś nikt nie kwapi się zjeżdżać, wszycy zbiegają. Po jakimś czasie w końcu jest i płomienna koszulka bikeholiców. Mam wrażenie, że Dawid już ze zniechęcniem spuszcza głowę gdy po obejrzeniu się, znów mnie widzi za sobą ;). Niestety długi wąski fragment nie pozwala na wyprzedzanie i wszyscy jadą gęsiego. Gdy tylko robi się szerzej uciekam szybciej w dół. Pojawiają się ulice Karpacza, ostatnie wzniesienie i nagle... nie mogę złapać powietrza — najzwyczajniej w świecie zakrztusiłem się :/. Walcząc o dostarczenie tlenu do płuc, wjeżdżam na stadion i nie od razu orientuję się, że w tym roku nie ma żadnych esów-floresów tylko prosta do mety. Wykorzystuje to Dawid który na ostatnich metrach wyprzedza mnie o długość koła. Trudno - zaspałem :(.

Lekkie zaskoczenie następuje przy wynikach, bo pomimo wzajemnej mobilizacji na trasie, nie zmieściliśmy się nawet w setce. Straciłem do zwycięzcy więcej niż rok temu, ale też i trasa była dłuższa oraz trudniejsza. Porównując szybkość podjeżdżania z zeszłoroczną wychodzi, że jechałem niemal tak samo. Subiektywnie zjeżdżałem szybciej. Wychodzi więc, że inni po prostu skuteczniej trenowali przez zimę. Niestety na maratonie zabrakło Pirx'a, który jest dobrym wyznacznikiem uzyskanego wyniku ;). RB został za nami, ale chyba trochę przesadził z treningami w tygodniu z maratonem.

Miejsce 115. open (na 685) oraz 62. w M2 (na 241) procentowo nie wygląda aż tak strasznie, ale ilość przywiezionych punktów sektorowych (ledwo 381) zdecydowanie świadczy o tym, że mogłoby być znacznie lepiej, tylko co w tym celu zrobić?!

1 Komentarz (+dodasz swój?)

  1. Pirx |

    Coś mi się wydaje, że sporo ludzi z M2 wzięło się za siebie, zaczęło trenować, poprawiło się i dlatego słabo wyglądamy Open, pomimo subiektywnego poczucia dobrej jazdy. No i prawdopodobnie część ludzi, również z M2, ale i z M3 przeszła z Giga na Mega. Innego wytłumaczenia nie widzę. No chyba, że doszło jeszcze sporo ludzi nowych do M2, bo w mojej kategorii niewiele się zmieniło. Pojawili się co prawda "nowi", ale kilku "starych" ubyło, więc w tym względzie z grubsza jest bez zmian.

Dodaj komentarz

wymagane
nie będzie widoczny, wymagany
opcjonalnie, razem z http://