MTBM#6 Międzygórze

Dodaj komentarz

Dane treningu

  • 76.10 km
  • 04:52:51 h
  • 15.6 km/h
  • HR avg.: 165 ( 83%)
  • Przewyższenie: 2710 m
  • Kalorie: 5172 kcal
  • Aktywność: Wyścigówka AE
  • Ćwiczenia: R

Tym razem zdecydowałem się na start na dystansie GIGA. Nie było to moje pierwsze giga jak sądziło sporo osób, bo parę lat temu (2007) w Krakowie (95km, BikeMaraton Grabek) już taki dystans jechałem. Dystans na mega został mocno skrócony (44km) więc postanowiłem trochę więcej czasu spędzić podziwiając piękne okolice Międzygórza.

Spokojniejszy niż na mega start, koło mnie sporo zielonych. Lesław i Miki choć startowali z tyłu już po chwili oddalają się ekspresowym tempem, podobnie i Maciu. Udaje mi się nadążać za Skrzynią. Pokonuję za nim pierwszy podjazd i zjazd. Na następnym już mi ucieka… trudno, trzeba jechać swoim tempem, trochę czasu na trasie się spędzi.

Przychodzi kolej na podjazd na Śnieżnik. 5km i 10% to taki niezły konkret. Podczas podjazdu dogania mnie Piotr Schondelmeyer, jestem tym trochę zaskoczony, bo rok temu tasowaliśmy się tutaj na dystansie mega i to ja jemu uciekałem pod górę, a on mnie doganiał na zjazdach. Z racji że jest stromo, to staram się wrzucić choć „trójkę” — udaje się i pod schroniskiem jestem przed nim. Następuje stromy zjazd po garbatej łące (gdzie Grzesiek podpowiada jak pojechać, choć w sumie nie wiem, czy zastosowałem się do porady) udaje się go pokonać w siodle. Dalej trochę głazów i korzeni które trzeba przejść i szybki zjazd po dużych kamieniach solidnie zakotwiczonych w ziemi (oraz bezcenne miny turystów widzących z jaką prędkością je pokonujemy). Jak to bywa na zjazdach Piotr mnie wyprzedził ;).

Gdzieś na kolejnych podjazdach mija nas czołówka MEGA, niby nie jadą dużo szybciej, a jednak z każdym obrotem korby uciekają do przodu. Patrzę na licznik i widzę, że to połowa trasy, jestem jakiś taki znużony, choć niby nic nie dolega. Dojechałem do bufetu i rozjazdu. Najbliższe 3km biegną po drodze wyłożonej jakby z pionowo ułożonych płaskich kamieni – jeśli coś mam nieprzykręcone, to zaraz tego nie będę miał – oraz – trzymać kierownicę luźno czy sztywno – to jedyne o czym w tamtej chwili myślałem.

Dalej nastąpiły jakieś esy-floresy wzdłuż strumieni, raz w dół, innym razem w górę. Od czasu do czasu jakąś pojedynczą sztukę udawało się dogonić. W rejonie gdzie powinien być 3-ci bufet stoi tylko las. Pojawia się on dopiero z lekkim poślizgiem. I jakoś od tego momentu łapie mnie lekki kryzys. Nie jestem już w stanie doganiać kolejnych osób, a łącznie do mety to chyba z 5-6 osób mnie przegania.

Nie długo za bufetem łączymy się z dystansem MEGA. Szczęśliwie w większości ustępują drogi i udaje się sprawnie jechać do przodu. Jedynie przed samym zjazdem do mety dwójka spięła się i wywróciła przez co musiałem się zatrzymać.

Na mecie byłem przed Piotrem. Okazało się też, że Skrzynia przeciął obie opony i nie ukończył maratonu. W związku z tym zostałem 4-tym punktującym dla drużyny. Miki wsadził mi 15min. (bałem się że będzie gorzej), a Lesław 25min. (nie sądziłem, że będzie aż tyle ;)). W sumie poszło całkiem dobrze :).

PS
Nie wiem skąd organizator znalazł tyle błota w Międzygórzu — podejrzewam, że zostało dowiezione na trasę ciężarówkami ;).

PPS
W domu okazało się że przeciąłem tylną oponę w 3 miejscach, ale na szczęście na trasie zadziałał uszczelniacz.

Dodaj komentarz

wymagane
nie będzie widoczny, wymagany
opcjonalnie, razem z http://