Maraton Michałowicki
Dane treningu
- 82.60 km
- 04:16:00 h
- 19.4 km/h
- HR avg.: 160 ( 80%)
- Przewyższenie: 1335 m
- Kalorie: 4326 kcal
- Aktywność: Wyścigówka AE
- Ćwiczenia: R
Lokalny maraton, w którym po dwuletniej przerwie ponownie postanowiłem wystartować (wcześniej startowałem w latach 2005, 2006, 2007). Teraz była to już VII edycja. Wcześniejsze dwie miały mieszane opinie o jakości organizacji. Tym razem większych wpadek nie było, pół peletonu źle nie pojechało . Niestety choć gubiliśmy się pojedynczo i w różnych miejscach, to jednak gubiliśmy. Oznakowanie niby było, tylko nie do końca tam gdzie powinno, żeby wymienić dwa przypadki często powtarzające się, to strzałki tylko po wewnętrznej zakrętu, których nie widać, jeśli się akurat nie obróci głowy w daną stronę, albo strzałki tylko na zakręcie, bez wcześniejszych informujących o zmianie kierunku jazdy.
Sama jazda niestety poszła mi słabo. Już na pierwszym pagórku odjechali mi prawie wszyscy. No przynajmniej wszyscy znajomi z którymi wcześniej udawało mi się ściagać. Nie wiem co jest grane, jakiś permanentny dołek formy. Gdy po chwili usłyszałem, że mam nie hamować, to znaczyło, że jak się postaram, to może choć w okolicach MisQ'a uda mi się pokonać pierwszą rundę. Do jej połowy plan ten nawet działał, choć nie szło to lekko. Dodatkowym zaskoczeniem było, że cały czas jechała koło nas Kaśka Galewicz (Kellys) – już zacząłem sądzić, że mnie objedzie, ale jednak potem chyba trochę zabrakło jej sił. Albo mi przybyło…
Drugą połowę pierwszej rundy jechało mi się lepiej. Udało się nawet dogonić parę osób, w tym MisQ'a który zdążył zrobić sobie sporą przewagę. Ciekawym odcinkiem była zmyta droga, po której pozostała popękana i pokruszona betonówka, którą płynęła woda. Tutaj też jechałem troszkę szybciej niż osoby obok mnie. Pod koniec rundy dogoniłem RB, który jak się okazało też jedzie na drugą rundę. Obu nam średnio chciało się znów taplać w błocie na trasie, ale co zrobić.
Niedługo po wjechaniu na drugą rundę minął mnie zawodnik z mojej kategorii. Niestety nie byłem w stanie nawiązać z nim walki. Zresztą najlepszym tego dowodem jest strata do niego na mecie - aż 13min. W sumie trochę się tasowałem z RB ponownie pokonując znane już fragmenty. Mimo to zdarzyło nam się zespołowe zgubienie trasy. Druga runda była trochę krótsza (omijała wspomnianą zmytą drogę), dzięki czemu trochę szybciej pojawiłem się na mecie .
Ani średnie tętno, ani wynik, ani to jak jechałem nie nastraja jakoś szczególnie pozytywnie. Gdyby to był jednostkowy przypadek, to spokojnie zwaliłbym winę na piątkowe interwały . Sytuacja jednak powtarza się nie pierwszy raz i chyba będzie trzeba coś poeksperymentować z treningami… a może po prostu wziąć i odpocząć przed Krynicą? Sam już nie wiem
.
Pirx |
Ja się wziąłem za odpoczynek. Po Głuszycy miałem dwa dni zupełnie bez jazdy (spałem popołudniami po 2-3 godziny, organizm widocznie potrzebował), potem jeden trening tlenowy, JEDEN intensywny, trwający w sumie dwie godziny: rozgrzewka ok. 15 minut, potem 3 podjazdy na górę Świniuszka bez patrzenia na puls, czyli ile fabryka dała. Za pierwszym i trzecim razem zrobiłem rekord tegoroczny podjeżdżania (4:37 wobec zwyczajowych 4:50-5:00), potem było ok. 10 minut luźnej jazdy i 45 minut tzw. tempówki szosowej (albo coś w tym rodzaju), czyli kadencja 95-110, puls na progu i wyżej (w praktyce 150-165), no i znów tlenik do pełnych 2 godzin. Następne dwa dni - nic i Michałowice.
Dawid |
Ja odpoczywam cały tydzień. Jedyne co zrobię to czasówkę, prawdopodobnie w środę, tylko tym razem już na pewno
Axi |
Też w tym tygodniu już raczej się ograniczę tylko do jakiś tlenówek i może czasówka jako impuls pobudzający. Patrząc wstecz godzin mi raczej nie brakuje. Może jakiś mocniejszych akcentów zabrakło, ale teraz już za późno i więcej powinnien dać odpoczynek. No i przyjemniej się go realizuje