Ale lipa…
Rozłożyło mnie po tej Krynicy konkretnie. Najpierw kilka dni z gorączką trochę przekraczającą 38°C. Mimo to lekarz stwierdził, że powinno już samo puścić (zapalenie krtani i oskrzeli). Ze dwa dni byłem bez głosu
. W końcu zaczęło się trochę poprawiać – niestety – nie na długo. Przeszło w zapalenie gardła i ucha. W tej sytuacji został już tylko antybiotyk
.
W związku z powyższym w maratonie krakowskim znów nie wystartuję (poprzednio nie mogłem w 2008, gdy na objeździe trasy tak skutecznie się stłukłem, że przez miesiąc nie byłem w stanie jeździć). Coś nie mam szczęścia do startów na własnym podwórku — albo też wyjątkowo mi ich żal, bo w sumie inne różne starty tu i ówdzie też powypadały…