Jak można ostatnio zauważyć blog mocno zapauzował. Mam parę pomysłów na dalszą aktywność w nieco innej formule niż do tej pory, ale w szczycie sezonu treningowo-startowego ciężko o wolną chwilę nawet na drobne poprawki/wpisy, a co dopiero na większe zmiany.
Studentem już chwilę nie jestem, więc oficjalne startować nie mogłem, ale była możliwość wzięcia udziału „przy okazji”, więc skorzystałem . W ramach rozgrzewki dojazd (trening 1), potem objazd rundy (trening 2) i wreszcie sam wyścig.
Na asfaltowym starcie pod górę udało się wybić na całkiem niezłą pozycję, dzięki czemu podjazdy w terenie jechałem swoim mocnym, ale równy, tempem, bez większych konieczności przepychania się. Wraz z kolejnymi okrążeniami powoli doganiałem pojedyncze osoby, sam nie dając się nikomu dogonić . W połowie ostatniego okrążenia, nieco zaskoczony zobaczyłem przed sobą Michała z reprezentacji AGH'u – generalnie jest ode mnie dużo mocniejszy, ale zmęczenie po mocnych treningach chyba dało mu się we znaki. Ale jak mnie zobaczył, to docisnął korbę tak, żeby nie dał się wyprzedzić .
Wyszedł bardzo fajny mocny trening – akurat około godzina jazdy na progu (trasa była dość łatwa technicznie, z długimi podjazdami). Miejsce oczywiście też nieoficjalne . A na zakończenie rozjazd do domu.
Postanowiłem spróbować w tym roku udziału w zawodach w formule XCE (XC Eliminator). Pierwsza okazja nadarzyła się podczas cyklu Małopolskie Sprinty Rowerowe w Krynicy-Zdrój. Choć i w Krakowie i w Krynicy od rana lało (oraz przez całą drogę pomiędzy), to prognoza dawała nadzieję na okienko pogodowe akurat na zawody.
Trasa w całości wiodła po krynickim deptaku. Składała się z paru nawrotek, slalomu, okrążenia fontanny (inne, wyraźnie bardziej śliskie podłoże) i jeszcze kilku zakrętów. Na czasówce ustawiającej rywalizację pokonywaliśmy jedno okrążenie (650m długości), na wyścigach czwórkami 1,5 okrążenia (1,1km).
Po przejechaniu pierwszej czasówki spory niedosyt – ostatnie! miejsce . Druga próba, wydaje się, że nieco szybciej, oficjalny pomiar i… czas 0,5s gorszy. Cholera 15/15 to jednak zawód. Wylosowałem ostatnią ¼ finałów, więc chwila przerwy.
Długa wahałem się nad startem mając w pamięci błotną masakrę z 2013 roku. Dopiero w ostatnich dniach przed maratonem prognozy wyklarowały się na plus i pogoda na maraton siadła idealnie .
Plan startu zakładał aby, podobnie jak w Daleszycach, nie spalić się na starcie i dobrym równym tempem dojechać do końca. Startowałem z (końcówki) drugiego sektora i trzymając się planu o rozsądnym tętnie generalnie zachowywałem na pierwszym podjeździe pozycję startową – pojedynczy zawodnicy śmigali do przodu, równie niewiele pozostawało w tyle.
Przedstartowe przepalenie. Przy okazji test odpowietrzonego rano hamulca – jest zdecydowanie lepiej .
Generalnie pełen luz. Ogień poszedł tylko na białej drodze - już dawno tam nie cisnąłem na maksa. Próbowałem zaatakować z blatu i… udało się, ale za kostką dosyć mnie przytkało. Możliwe, że na miększym biegu udało by się uzyskać lepszy czas i wyższe hrmax. To ostatnie wyszło stosunkowo niskie jak na przepalenie – pytanie, czy to tylko kwestia braku siły do przepchania przełożenia, czy też jednak nie pełna regeneracja?
Ostatnio jakaś mniejsza ochota na treningi, wczoraj słaba aura, więc ywjazd wypadł całkiem, dziś dalej bez szału, więc i trening bez szału – tlenik z akcentami. Niezbyt długo, niezbyt mocno – tak czasem też jest fajnie.
Na trening zebrałem się późno (ale za to koło zawiezione już do wycentrowania w Cyclo-Centrum).
Większość treningu to rozgrzewka i rozjazd, w środku tylko 13min (a miało być 10, tylko za wolno zawracałem ) intensywnego treningu. Ale dał w kość całkiem solidnie, choć niby tylko 10x30" pod górkę. Jeszcze po powrocie do domu miałem nieco ściśnięty żołądek .
Już po wolnym, ale pogoda nadal fajna a dzień długi, więc kręcimy się tam i siam po lasku . Humor jedynie nieco psują usterki roweru – znów zapowietrzony tylny hamulec i braki sztywności na tylnym kole, trzeba będzie się w końcu rozprawić z jednym i drugim.
Ładna pogoda i można kręcić . W puszczy Niepołomickiej gęsto, ale poza tym drogi w miarę luźne, więc trasa z Bochni przez Nowy Wiśnicz, Gdów i Wieliczkę mija całkiem znośnie.
Majówka od roweru ;P. Przecież nie trzeba zawsze do Zoo podjeżdżać, można też czasem się do niego zwyczajnie wybrać .
Żyrafy to niezłe łasuchy, fajnie trafić na pawia z rozłożonym ogonem, a małe kangurki są czadowe, lecz bezkonkurencyjnie wygrywają wydry - rozrabiaki .
Nie wybrałem się z samego rana jak jeszcze było sucho, a później co chwila przechodziły jakieś opady. Wybrałem się w jakiejś niby-luce, ale jednak i tak mżyło, po czym przeszło w lekki deszczyk.
Zupełnie nie mogłem się rozgrzać. Raz że byłem solidnie zmęczony po wczoraj i tętno w ogóle nie chciało wejść na obroty, dwa że ogólnie nie było za ciepło a trzy to zdążyłem zgłodnieć podczas przeczekiwania opadów.
W efekcie wcześniej niż później zawróciłem do domu, bo dłuższe kręcenie nie miało żadnego sensu.