IX Krakowski Maraton Rowerowy

3 komentarze

Dane treningu

  • 63.60 km
  • 03:08:52 h
  • 20.2 km/h
  • HR avg.: 167 ( 84%)
  • Przewyższenie: 1035 m
  • Kalorie: 3443 kcal
  • Aktywność: Wyścigówka AE
  • Ćwiczenia: R

Ustawiłem się na początku 5-tego sektora, aby po zdjęciu taśm znaleźć się w czwartym :). W ten sposób szybko dopadłem amraca i UMaćka z którymi pokonałem błonia. W tym roku o dziwo nikt się tam nie przeciskał ani nie wpychał z łokciami. Tak było na całym wąskim początku (czyli aż do Zakamycza) co do którego miałem obawy, że będzie nerwowo i nieprzyjemnie.

W okolicach dojazdu do Kryspinowa udaje mi się zgubić spinozę i Marcina - zastanawiam się, czy nie dojdą mnie później bo nie wiem ile jestem z siebie w stanie wycisnąć w związku przerwą od jazd.

Na podjeździe do lasu zabierzowskiego pojawiła się przede mną niebieska koszulka Kasi Rams (Subaru AZS UEK), którą podobnie jak inne napotkane w tym miejscu stawki osoby staram się zostawić za sobą, choć w tym wypadku idzie trochę ciężej ;).

Na zjeździe w Kochanowie niestety na powrót włącza mi się blokada w głowie (od upadku z 2008 roku) i sprowadzam. Przerzutka tylna ma już swoje lata i mimo że łańcuch był na blacie to naprężenie łańcucha za małe i spadł na zewnątrz. W pośpiechu się z nim siłując nie zauważyłem, że przeskoczył też za pedał. Po 3 minutowej szarpaninie w końcu jest na swoim miejscu. Ruszam na podjazd do Kleszczowa, ponownie koło Kasi z którą ostatecznie tasowałem się aż do mety.

Na drugim bufecie tankowanie, potem dwie ścianki i na szutrówce oznaki kryzysu. I tak jestem miło zaskoczony, że tak długo byłem w stanie trzymać równe mocne tempo. Zjazd do wąwozu półrzeczki czarnym szlakiem. Na podjeździe lekko tracę, stroma końcówka obsadzona podprowadzającymi… i ja do nich dołączam skazany na jazdę po korzeniach.

Dalej długie szutry aż do Lasu Wolskiego. Strasznie leniwe towarzystwo i nikt nie chce dawać zmian. Ja też już czuję się dobrze podcięty – odezwały się nawet plecy, których praktycznie nie czułem na zawodach od zmiany ramy 4 lata temu. Po kawałku odpoczynku za Kasią wychodzę na zmianę, dopadamy po drodze parę osób, ale i tak nikt więcej nie jest skłonny wyjść na prowadzenie.

Na podjeździe z Zakamycza idzie ciężko. Nogi pieką tak, jak chyba nigdy (ale w tym roku ani razu nie robiłem interwałów na podjazdach, to skąd ma w nich być siła do ciągnięcia mnie pod górę!). Dubluje nas tu też czołowa dwójka dystansu giga. Zjazd przez Lasek to sama radość - w końcu jedzie się po dobrze znanych ścieżkach i bez stresu można śmignąć. Na koniec biała droga, wyjątkowo niezgrabnie pokonany zjazd trawersem, dojazdówka po asfalcie do błoń za kolejnym gigowcem (B.czarnotą) i samotny finisz z niewielką luką przed i za sobą.

Mimo bardzo skromnego tegorocznego przebiegu (1700km) udało się równym tempem przejechać trasę – jestem bardzo zadowolony, bo do maksimum wykorzystałem dostępne zasoby :).


Autorem zdjęcia jest Robert Baś.

3 Komentarze (+dodasz swój?)

  1. bananafrog |

    hej, Axi!

    szczerze gratuluję! przyjechałem najwyraźniej ponad 20 minut po Tobie, mimo, że wykręciłem w tym roku prawie 6000 km...

    słyszałem od Lukcia, że w tym roku odpuszczasz. ale forma, jak widać, jakoś się trzyma :). fajnie!

    pozdrawiam!

  2. Axi |

    W sumie sam byłem zaskoczony, że tak stosunkowo dobrze poszło – więcej pojeździłem tylko w sierpniu i to też nie jakieś usystematyzowane jazdy tylko tak jak mnie poniosło :).

    Udało się uzyskać wczesno-wiosenną kondycję: po płaskim jako tako, ale na podjazdach kotwica. Szczęśliwie trasa w tym roku była łatwiejsza, gdyby nie to, to bym chyba linki pogryzł w Lasku :D.

  3. spinoza |

    Też mam dopiero 6000 nakręcone i też mi Axi włożył. Hmm trzeba było wykręcić 12 tys.

Dodaj komentarz

wymagane
nie będzie widoczny, wymagany
opcjonalnie, razem z http://