MTBM#5 Piwniczna-Zdrój
Dane treningu
- 51.73 km
- 03:58:55 h
- 13.0 km/h
- HR avg.: 155 ( 78%)
- Przewyższenie: 1704 m
- Kalorie: 2207 kcal
- Aktywność: Wyścigówka
- Ćwiczenia: R
Wiedziałem, że start w maratonie niespełna tydzień po etapówce będzie trudny. Pamiętałem z zeszłych lat, gdy MTBTrophy kończyło się tydzień przed maratonem z cyklu, że finiszerzy mieli tam ciężkie chwile. Mimo wszystko miałem do wyrównania porachunki z trasą z zeszłego roku i chciałem się rozliczyć
. Sprawę trochę utrudniło załamanie pogody dwa dni przed startem – już wcześniej było deszczowo, ale na sam maraton, mimo że to środek lipca, było niespełna 10°C, a do tego deszcz i silny wiatr…
Słabiej niż zwykle wyliczyłem godzinę wyjazdu, dojechaliśmy bez tragedii, ale trzeba było sprawnie się zbierać. W związku z tym dość późno przed startem zjadłem drugie śniadanie, ale przy tych warunkach wiem, że energia będzie potrzebna na grzanie. Waham się, czy brać pelerynkę czy nie, ale ostatecznie została w aucie (co nie było dobrym rozwiązaniem).
W zasadzie przez cały maraton mniej lub bardziej padało (mżyło). Przebieg trasy identyczny jak rok temu – 3 podjazdy i meta
– choć sama trasa po opadach znacznie trudniejsza, co też widać to po uzyskanych czasach.
Podjazd na przęłęcz Obidza szedł ciężko, nogi nie chciały się kręcić, jedynie ze względu na duże nastromienie tętno idzie dość wysoko — na tyle, że czuję późne śniadanie. Już w trakcie podjazdu widać sporo zawracających osób. Pierwsze zjazdy mocno błotniste, kilka stromych odcinków (miejscami zjeżdżam więcej, a miejscami mniej niż rok temu) a dalej łąką brzegiem lasu i przejazd przez czyjeś podwórko!
Najdłuższy na trasie podjazd, z Rytra na przeł. Żłobki (pomiędzy Wlk.Rogaczem i Radziejową) ma 10km 7%, a dalej też jeszcze trwa wspinaczka na Złomnisty Wierch, kolejne 3,5km, 2,8%. Na tym odcinku decydują się losy maratonu
. Niestety, wychodzi że to nie jest mój dzień (i pogoda). Nie jestem w stanie jechać na takim tętnie na jakim wypadałoby tego typu podjazd co jest tożsame z tym, że niemal nikogo tu nie wyprzedzam (jakieś pojedyncze sztuki), a sam bywam wyprzedzany (również przez kobiety). Wiem jednak, że po wyjechaniu na górę do mety zostanie tylko fajny zjazd i ostatni podjazd.
W panujących warunkach zjazd był mniej fajny niż go zapamiętałem, było też kilka hopek które umknęły mej pamięci, ale w końcu zaczął się ostatni podjazd, najpierw łagodnie przez rezerwat Białej Wody, a potem stroma końcówka po łąkach w solidnej mgle. Ostatnie km do mety mocno się dłużą, ale wreszcie mokry i zmarznięty docieram.
Kilka osób grzeje się przy grillu. Na szczęście poza ciepłym! makaronem jest też ciepła herbata – w tych okolicznościach to prawdziwa radość, że organizator zadbał o te aspekty. Mimo to przebranie się w suche ciuchy przy aucie nie jest łatwym zadaniem przy mocno telepiącym się z zimna ciele
.
Zająłem 79. open, (25. M2) na 227 ukończonych (i 43 DNF!). Pokonanie trasy zajęło 4:01:30 (1:11:07 wolniej od zwycięzcy). To najsłabszy punktowo start w tym roku, tyle że w zaistniałych okolicznościach o niczym to nie świadczy. Oby tylko na następny maraton nie spadł śnieg…