Dłuższa tempówka. Nie miałem specjalnej weny na trasę, do tego dość późno się wypogodziło, wykorzystałem więc, że na bulwarach w związku ze słabą pogodą ruch jeszcze znikomy i pokręciłem się w tę i nazad.
Na początku trzeba było nieco rozkręcić nogi, potem leciało się super, ale tak od 2/3 zaczęło się robić coraz ciężej.
Miała być tempówka, a wyszła tlenówka – ot taki żarcik, w końcu też na „T”.
Coś ostatnio regeneracja słabsza i organizm niezbyt chętnie współpracuje przy mocniejszych ćwiczeniach… do tego zimna, wietrzna pogoda i ciężko było się rozkręcić.
Deszczowo - burzowa pogoda połączona z ochłodzeniem oznacza tylko jedno – powrót na trenażer.
Jak na tlen, to dość ciężko się kręciło. Zszedłem więc po równej godzinie, co jak się okazało poskutkowało brakiem 7min do 50h treningu w marcu .
Wbrew prognozom pogoda była całkiem sprzyjająca. Chłodniej niż poprzednie weekendy, ale całkiem słonecznie, dzięki czemu nie było to aż tak odczuwalne. Strefy tętna pływały mi tak między 2, 3 i momentami 4.
Zupełny spadek sił (i chęci) do jazdy. Z trudem zebrałem się na lekki rozjazd pod sam wieczór, głównie na zasadzie, żeby w kolejnym dniu było lżej, niż z jakiejś specjalnej ochoty.
Kolejna wizyta na siłce. Dołożyłem dodatkowe ćwiczenie na plecy – ciekawe czy będą zakwasy . Wyjątkowo dziś tłoczno jak na piątek było, ale zmieniając kolejność paru ćwiczeń udało się dosyć efektywnie wykorzystać spędzoną 1h27m.
W planie na dziś krótkie podjazdy na twardo. Już na dojeździe czuję, że wczorajszy teren w lasku nie zapewnił nogom odpowiedniej regeneracji i kręci się słabo. Nie zniechęcony przystępuję do ataku podjazdu – nawet nie jest najgorzej i tętno leniwie ale się wbija. Pierwszy podjazd nieco przetyka i kolejne 3 idą całkiem, całkiem. Na 5-tym już nogi ledwo wyrabiają. Ale właśnie tyle miało dziś być, więc spoko .
Dłuższe spokojne kręcenie i rozkręcam się do tempówki. Szybko jednak wychodzi, że nic z tego – i tętno i kadencja zupełnie nie trzymają „standardów”. Kończę więc trening leniwym kręceniem na luzaka, z przerwą na batonika i oglądanie Wisły w chylących się ku zachodowi promieniach słońca.
Wbrew paskudnym prognozom pogoda na pierwsze w tym sezonie ściganie siadła bardzo dobrze. Trasa przygotowana przez organizatora była skrócona względem zapowiedzi, ze względu na nieprzejezdne błoto na stoku (brawo – okazuje się, że można nie zmuszać uczestników do mielenia błota w miejscu!). Nie zwiększono jednak ilości rund, podejrzewać mogę, że chodziło o względy bezpieczeństwa i kwestie wyprzedzania się na trasie. W efekcie wyścig był dużo krótszy niż sugerował regulamin, ale i tak było fajnie .
Pierwszy dzień wiosny przywitaliśmy z Karo na lekkiej przejażdżce po szutrowych leśnych autostradach. Drobnym urozmaiceniem było krótkie przepalenie przed jutrzejszymi zawodami (po którym lekkie kręcenie było jeszcze przyjemniejsze) oraz drobna eksploracja w poszukiwaniu suchej drogi przejazdu (po której to zapewne nazajutrz miałem 2 kolce roślinne w oponie ).