Generalnie ten element powinien się pojawić już jakiś czas temu. Tak się złożyło, że dołączył dopiero dziś, ale dobre i to. Udało się fajnie pokręcić i pod koniec byłem w nadal całkiem dobrym stanie. Zadanie trochę sobie ułatwiłem wybierając trasę no-brainera – jazda po płaskim jak stół wale.
Na styk z obowiązkami zawodowymi, ale udało się wyrwać na trening techniki w ostatnich godzinach przed zachodem słońca. Nie we wszystkich miejscach byłem w stanie się przełamać, ale w paru się udało .
W niedzielę wcale tak ciepło nie było, więc wczoraj skwapliwie wygrzaliśmy się na saunie.
Dziś kolejna siłownia, wyszło 1h19min. Dołożyłem jeszcze jedno ćwiczenie na plecy, zwłaszcza, jak przypomniałem sobie pewien kamienisty zjazd na maratonie w Myślenicach, gdzie myślałem, że jeszcze chwila i plecy mi pękną. Po siłce dopadł mnie mały leniuszek i tym razem rozjazdu nie było .
Południowy klasyk, czyli Wierzbanowska i Jurków (w wersji „light” z Myślenic). Plany były nieco inne i bardziej ambitne, szczęśliwie zgodnie je zredukowaliśmy.
Po paru kilometrach płaskiej rozgrzewki zaczynają się hopki, a moje nogi zgłaszają veto. Beton i koniec, nie ma kręcenia. Dosyć piecze, a prędkość jazdy śmiesznie niska. Karolina już hen w oddali mija szczyt. Na kolejnym to samo. I kolejnym. Zapowiada się ciężki wyjazd.
Po jakimś czasie nieco się rozgrzałem i pieczenie mięśni minęło. Niestety ociężałość nóg nie. To zdecydowanie nie był mój dzień. A w ogóle od tego całego trenowania, to mam wrażenie, że jeżdżę coraz wolniej, a nie szybciej. Czy to na pewno tak miało działać?!
Za oknem szaruga, został więc do wyboru trenażer (lub nic). Biorę się za rozgrzewkę do tempówki, ale szybko wychodzi, że standardowa krótka (10-15min) to będzie za mało. Dopiero po pół godziny kręcenia udaje się wybić z tętnami wyżej niż dolny tlen. Tempówka jednak też nie idzie zgodnie z planem i ledwo udaje mi się dokręcić do minimum przyzwoitości – 20min (hravg 149). Dawno nie szło mi to tak ciężko.
A wieczorem zupełnie mi odcięło zasilanie i padłem spać .
Kolejna już wizyta na siłowni. Nie do końca miałem dziś czas, a też niespodziewanie wciąż czułem krótką gimnastykę ze środy, w efekcie tylko 1h9min. A po rozjeździk na rolce.
Wczoraj dzień przerwy (no prawie: 20min ćwiczeń i sauna), a dziś pierwszy od dłuższej przerwy bieg. Miałem obawy, jak będzie, ale nawet nogi jeszcze pamiętają jak ten rodzaj ruchu wygląda . A pogoda była lepsza niż w prognozie – zamiast deszczu spadło… kilka kropel!
Ostatni dzień ładnej pogody zakończony, może nie królewską, ale książęcą wycieczką – nie tak często udaje się na treningu pod domem ustrzelić tysiaka w pionie. Lekko nie było, ale dało radę .
A statystyka za ostatnie 6 dni podpada pod mini-zgrupowanie (pogoda była adekwatna) :
6 treningów, dystans 274km, czas 13h40, przewyższenie 4080m.
Przynajmniej tak (jak w tytule) wyszło po analizie zapisu z jazdy. Z jednej strony noga po wczoraj niezbyt podawała, z drugiej krótki sen nie sprzyjał koncentracji na zjazdach. Warunki w Lasku były jednak takie, że grzechem byłoby ich nie wykorzystać choć częściowo.
W planie na dziś dłuższy szosowy wyjazd. Gdy czekam na miejscu zbiórki na Karo i RB niespodziewanie pojawia się Marek, który postanawia do nas dołączyć. Tym sposobem plany o spokojnym tleniku szybko stały się nieaktualne ;P – jak jeszcze po płaskim jakoś na styk było (o ile nie było zbyt nierówno), tak wszelkie podjazdy tętno dążyło wyraźnie bliżej do 2. progu niż 1.-ego .
Dopisała super pogoda, a trasa w pierwszej połowie okazała się lepsza niż spodziewana. Jak najwięcej takich wyjazdów. Tylko nieco więcej watów pod nogą .
Bardzo pozytywnie wypadło też pożyczone do testów siodełko Speca (ze sklepu Profidea).
W ostatnich dniach (+ niezbędne poprawki dziś rano) udało się zakończyć prace serwisowe startówki planowane od jesieni. Dzięki temu nadspodziewanie dobra jak na marzec pogoda zaowocowała całkiem solidną przejażdżką po Lasku Wolskim. Nie wszędzie jeszcze dało się sensownie zaatakować – szczególnie odpadało jakiekolwiek zapuszczanie się na północne stoki – ale mieliśmy z Karo małe przypomnienie jazdy w terenie .
Nogi po wczoraj wyraźnie nie wykazywały chęci współpracy. Rozjazd wg tętna w dolnych granicach tętna, odczuwalnie jednak mocniej. Po jeździe nadal odczuwane zmęczenie .