Pierwsze startowe przetarcie w tym roku . Prawie wyplułem płuca na pierwszym bieganiu, trochę odpocząłem na rowerze i przeczłapałem ostatni bieg: straciłem miejsca zyskane na rowerze, ale nic więcej, bo i tak już byłem daleko .
Wspólna przejażdżka . 7°C i suche drogi zachęciły nas do przewietrzenia szosówek. Miła odmiana od snucia się taczkami . Dobry nastrój psuło jedynie wysokie zapylenie (choć i tak nieco niższe niż dzień wcześniej wieczorem).
Po baaardzo długiej przerwie ponownie zdecydowałem się na test wydolności. Chciałem odświeżyć swoją wiedzę odnośnie progów treningowych, by lepiej wykorzystywać dostępny czas.
Co ciekawe, mimo 6-cio letniej przerwy pomiędzy badaniami, progi na tętnie nie przesunęły się jakoś bardzo – co w sumie jest dosyć dobrą informacją, bo oznacza, że w treningach nie rozmijałem się specjalnie ze strefami. Sporą poprawę widać za to w generowanych mocach i tolerowanym zakwaszeniu i to mimo wykonania badań na wcześniejszym etapie przygotowań niż wtedy (po rozbudowie – w kwietniu).
Po niedzielnych i poniedziałkowych opadach śniegu dziś deszcz i w efekcie mega ciapa. Nie było żadnego sensu wybierać się na pole jeździć, bieganie mi dziś nie pasowało, więc został trenażer. Początek szedł ciężko, środek dobrze, a końcówka znów ciężko. Jak na tak krótki trening wyjątkowo dużo zmian odczuć .
Aktywność niestandardowa – ścianka wspinaczkowa. Parę lat temu byłem kilka razy, ale już zupełnie zdążyłem zapomnieć obsługi „wędki”. Generalnie, to trudny sport, ciężko się łapie nawet większe chwyty, o mniejszych nie wspominając…
Całkiem szybko zleciało nam parę godzin, z drugiej strony intensywność nie była oszałamiająca. Zdecydowanie najmocniej popracowały przedramiona, jakby częściej pochodzić, to może łatwiej byłoby utrzymać kierownicę na zjazdach… i otwierać słoiki .
Na dziś w planie długi tlen. Na szczęście minus za oknem nie jest tak duży jak w prognozie, więc są szanse na realizację.
Chciałem urozmaicić nieco trasę terenowymi wstawkami, ale ilość lodu na szutrowych drogach uniemożliwia bezpieczne przeprowadzenie treningu, więc po pierwszym odcinku specjalnym więcej z asfaltu nie zjeżdżamy .
Niestety coś dziś samopoczucie nie dopisało i cały trening męczył mnie ból głowy. W efekcie jazda też była dosyć przymulona, bezbarwna i… na kole Karo . Ale czas i dystans jak na zimę, to taki konkrecik . Przewyższenie też przyzwoite, bo po drodze zaliczyliśmy podjazd z Kochanowa do Kleszczowa, oraz pierwszą część podjazdu do Zelkowa (do wypłaszczenia/lekkiego zjazdu).
W środę wygrzewanie na saunie, a wczoraj nic-nie-róbstwo — próby zebrania się na sport zostały wewnętrznie storpedowane.
Dzisiaj były zamiary na przejażdżkę, ale późniejszy niż wstępnie założony powrót z pracy oraz wiejący zimny wiatr z prószącym śniegiem zniechęciły mnie na tyle skutecznie, że wybrałem trenażer.
„Biegowa” wycieczka na Kudłacze. Początek szlaku okazał się na tyle bystry, że poruszanie się sprawnym marszem w górę skutkowało tętnem widzianym zwykle przy biegu. Swoje pewnie też dokładała warstwa śniegu. Na szczęście nie było go bardzo dużo, a szlak był w miarę przetarty, dzięki czemu nie sypał się nadmiernie do butów.
W takich warunkach bardzo fajnie się zbiegało – idealne wypośrodkowanie amortyzacji i przyczepności .
Wyjście zajęło dłużej niż się spodziewaliśmy, więc nie chcąc przegiąć końcówkę powrotu wyraźnie odpuściliśmy. Wpadliśmy nawet na pomysł zjazdu wyciągiem, tylko zamiast do centrum zjechaliśmy tylko odcinek wzdłuż stoku. Kolanom pewnie i tak ujęliśmy część przeciążeń, ale do auta trzeba było jeszcze dojść więcej niż by się chciało .