Gimnastyka połowiczna
Gimnastyka głównie na górną część ciała wraz z core stability. Nogi dalej uparcie wydają się być zajechane/zabiegane
. Ale mimo odpuszczenia im i tak bez problemu zebrało się dobre 1,5h ćwiczeń.
Gimnastyka głównie na górną część ciała wraz z core stability. Nogi dalej uparcie wydają się być zajechane/zabiegane
. Ale mimo odpuszczenia im i tak bez problemu zebrało się dobre 1,5h ćwiczeń.
Dawno nie było okazji na taki rodzaj aktywności. Nogi po wczorajszym bieganiu są tak skatowane, że nie ma opcji na nic innego.
W ciągu dnia było fajnie ciepło, ale jednak wieczorem, przy niskim tętnie to konkretna lodówka
.
Trzeba korzystać z czystego powietrza, póki wieje. Mimo odczuwanego z rana zmęczenia wieczorkiem nastrój jest bardzo dobry, więc wybrałem się na bieganie.
Tętno ewidentnie zbite. Pierwszy raz na podbiegu trzyma się bez problemów poniżej 150bpm. Za to dla odmiany mocno pieką mięśnie. Na podbiegach po schodach również podobna sytuacja i tętno zbite o jakieś dobre 10 uderzeń. Jeszcze by mnie piątkowe bieganie i niedzielny rower tak trzymały?! ![]()
Dziwny wyjazd. Chwilami jechało mi się super, by za chwilę przy tętnie 130 piekły mnie nogi, po czym przy 140 było ok. Tętno raczej responsywne – sprawnie reagujące na zmiany obciążenia, ale jednocześnie jakby nieco niższe niż zwykle – mógłby to być wzrost formy, ale na chwilę obecną pewnie szybciej zmęczenie
. Choć niby ostatnio trochę regeneracji było…?!
Niemal cały dzień padający deszcz skutecznie zniechęcił mnie do aktywności fizycznej. Zwłaszcza, że „czwórki” po wczorajszym bieganiu były wyraźnie zakwaszone.
Miało być wczoraj (po przedwczorajszej saunie), ale zostałem zmuszony do przełożenia ze względu na czynnik losowy/rodzinny.
Przebieżka z 3 krotnie powtórzonym elementem siłowym (schody). Było całkiem ok, choć nadal niezbyt szybko. W pierwszą stronę pod wiatr, a powrót z wiatrem, ale w deszczu.
Na koniec urlopu, lekka przejażdżka terenowa. Podłoże na szczęście dosyć nieźle zamarzło na powrót po parudniowej odwilży. Co mnie lekko zaskoczyło, to od wejścia na rower czułem… lekkie zakwasy! ![]()
Próba poruszania się pokazuje, że sobotni zgon wciąż mnie trzyma. Ambitne plany na dziś trzeba było schować do kieszeni i zadowolić się tylko 45 minutami ćwiczeń, bo na więcej zwyczajnie brakowało sił.
Dość niespodziewanie pierwsza bomba w tym sezonie. Nic tego nie zapowiadało – jechało się miło, pogoda fajna. A jak mnie sieknęło to z największym trudem trzymałem 130bpm jadąc 15km/h…
Po zatrzymaniu miałem mroczki przed oczami i przez chwilę brak sił by ustać.
Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio jeździłem w takim wietrze. Autentycznie na zjazdach hamowałem, bo bałem się, że mnie zdmuchnie z drogi!
Tętno dziś jakieś takie przybite było – nie wiem czemu, przecież nie było aż tak źle
.
No nie kręciło się dziś zbyt lekko, trochę mi w nogi wczorajsze ćwiczenia weszły. Ale w sumie o to chodziło
.
Ostatni trening w tym roku. Wyszło bardzo solidne i uczciwe 1h40 ćwiczeń. Dwa dni regeneracji zapewniły sporo sił i nawet miłe drobne zaskoczenia własnymi możliwościami
.
Podsumowanie sezonu prezentowałem już dwa miesiące temu, zatem teraz tylko w skrócie podsumowanie roku:
6 815 km w czasie 359h,
74 804 m w pionie.
Liczby kapkę lepsze niż za sezon, bo zeszłoroczny listopad i grudzień byłem wyłączony ze sportu, a w tym – na pół gwizdka, ale jednak – się ruszałem
.