TTL, czyli Treningowa Trasa Lesława. Pomysł pochodzi z którejś zimy, kiedy to padła propozycja sprawdzenia się w krótkiej czasówce.
Nie miałem na dziś pomysłu (i czasu) na nic dłuższego i tak mi się przypomniał ww. TTL. Jak już się przypomniał to i sprawdzić się na nim postanowiłem. Jeśli chodzi o wynik to najlepiej to nie wypadło, sam nie wiem dlaczego. Natomiast trening z pewnością był dobry .
Odwieźć Ośce rękawiczki zostawione w aucie po maratonie. Sprawnie do Krzeszowic, spokojnie do Chrzanowa i żwawo do domu. Aby nie było za pięknie, to do okrągłej setki musiało trochę zabraknąć .
Oj wiało konkretnie. Na szczęście Dawidowi jechało się lżej niż mi, więc przynajmniej chwilami (nim mi nie uciekał) było za kim się schować. Wciąż jeszcze czuję się ociężały po maratonie .
Czasówka, czyli standardowa próba czasowa pod Zoo. Zapowiadał się niezły czas, ale nie dałem rady utrzymać dobrego tempa przez cały podjazd.
Uzyskany wynik 5:48 jest najlepszy w tym roku. Jakbym ważył tyle co rok temu, to patrząc po generowanej mocy był by rekord, ale że się przybrało na masie, to jest od rekordu 7sek. gorzej .
Planowałem jeszcze dziś wpleść jakiś mocniejszy akcent przed sobotnim maratonem, ale nie dało rady. Już jadąc po bulwarach coś mi się tętno niemrawe wydawało. Zmusiłem się i zrobiłem rozgrzewkowe sprinty (5× 20"/2'). Niestety nic to nie pomogło, a nawet wręcz przeciwnie. Dalej byłem zamulony. Dodatkowo momentami ledwo w tlenie człapałem . Nie kombinowałem więc nic więcej tylko wcześniej (i wolniej) niż planowałem wróciłem do domu.
Jednak niedzielny wyścig choć krótki, to wszedł w nogi. Trzeba się będzie postarać teraz dobrze wypocząć przed Międzygórzem.
Ponownie krótkie (2.5 min) podjazdy, tym razem 8 sztuk. Miałem obawy, czy po wczorajszej trasie w ogóle uda się je zrobić, ale nawet nie było tak najgorzej. Ciekawe czy pomogło też to, że pojechałem wieczorem dając sobie parę dodatkowych godzin na regenerację.
Wyjazd na południe z Mikim. Trasa wiodła przez Radziszów do Sułkowic, tam przed Harbutowicami odbiliśmy na Bieńkówkę. Nim do niej dotarliśmy mieliśmy do pokonania kawałek niezłego podjazdu z jeszcze stromszą końcówką (ok. 15% nastromienia) . Potem zjazd i od nowa wspinaczka na taką samą wysokość na sąsiedniej przełęczy i zjazd do Stróży. Stamtąd szybki przejazd starą zakopianką do Myślenic i standardowy powrót przez Polankę, Siepraw, Świątniki Górne do Krakowa.
Szkoda, że tego przewyższenia nie uzbierało się 50m więcej .
Razem z Madzią na zamek Tęczyn w Rudnie. Powrót przez Krzeszowice i Rudawę. Po asfaltach jeszcze, bo w teren strach wjeżdżać.
A swoją drogą, to po tych naszych wspaniałych polskich szosach, to się nawet całkiem fajnie jedzie na (szybkich) oponkach 2.0 i z bomberem — po ostatnim wytrząsie na szosówce miła odmiana. I też jednak lekki szok, jak bardzo zmiana opon wpływa na to jak się rowerem jedzie…