Ta zima, to się chyba nigdy nie skończy . Dziś znów sypało w twarz i generalnie było zimno i pochmurno. Może dlatego trochę dłużył mi się trening, a może dlatego, że było prawie całkiem płasko. W każdym razie jakoś udało się wytrwać.
Rano -9°C, potem dalej poniżej zera i jeszcze wieje, więc padło na rolkę. Po 5 razy przyspieszenia kadencji (ale tylko 15sek., max 194rpm) oraz izolowanie nogi (wszystkie równo po 1min.).
Widząc wczoraj wieczorem jak sypie śniegiem zacząłem wątpić, czy uda się dziś zrobić trening. Na szczęście przez noc już nie sypało, więc udało się dziś zgodnie z planem przejechać po pagórkach. Czasy uzyskane na poszczególnych podjazdach wyszły niemal identyczne jak tydzień temu. Robert z którym udało mi się dziś zgadać na jazdę musiał czekać na mnie na górze za każdym razem. Średnia prędkość też wyszła taka sama jak tydzień i to pomimo tego, że woziłem się Robertowi na kole.
Chyba wiosna idzie, bo dziś jak nigdy aż 5 osób mijaliśmy . Nie obyło się też bez strat. RB złapał dziś dwa kapcie, a na tej samej dziurze, która zafundowała mu drugą zmianę dętki mi pękł koszyk na bidon, nie wytrzymując wstrząsu.
Podsumowanie tygodnia
Udało się zrealizować 12h treningu, czyli 10,5h z tego, i 1,5h zaległych z zeszłego tygodnia, kiedy byłem przeziębiony, więc jest całkiem dobrze .
Pierwsza połowa treningu to 4× 10sek. przyspieszenia na rozkręcenie się oraz tyle samo razy izolowanie nóg po 45sek. Drugie pół to już sama aktywna regeneracja.
Nie można cały czas tylko trenować , więc dziś wycieczka na zachód, z Magdą. Nadal do jazdy pozostaje tylko asfalt — otwarte tereny są jak ciastolina, za to w lesie wciąż jeszcze miejscami zalega lód. Czuję już coraz większą ochotę wybrania się gdzieś w teren, ale nie chcę ugrzęznąć po piasty w błocie.
Wycieczka nie wycieczka — patrząc na wykres tętna, to wychodzi, że był dziś trening tempa, więc jutro nie ma sensu robić tego samego, tylko coś odpocząć przed niedzielnymi pagórkami, ktoś chętny dołączyć?
Wczoraj nie udało się zrealizować treningu. Ale że nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło, więc odrobiłem go dzisiaj. Przy okazji wyszła druga 3h jazda w tym tygodniu. Była też możliwość przejechać się kapkę dalej.
Zacząłem od tlenówki, po 1h jazdy wplecione 6 lekkich, 10sek. przyspieszeń, a po 2h danie główne, czyli 40 min. tempa. Po jego skończeniu poczułem w nogach trening. A dalej to już spacerek do domu.
Choć na początku tygodnia wydawało się to zupełnie nierealne, to jednak udało się zrealizować dziś jazdę po pagórkach. Już na pierwszym jednak średnio miłe zaskoczenie — co to tętno takie wysokie przy tak wolnej jeździe. Dalej niestety lepiej nie było. Ostatecznie wyszło, że wszystkie podjazdy jechałem 40-60% dłużej niż jestem w stanie w sezonie. Oby do końca kwietnia udało się zejść tak do poziomu o 10% więcej, bo inaczej to marnie będzie w Karpaczu (zakładam, że w Dolsku nie ma gór ).
Coś z pogodą na dzisiaj to prognozy strasznie mieszały. To miało padać cały dzień, to do 16:00. Aż tu niespodziewanie koło 14:00 się przejaśniło.
Po wczorajszym wymarznięciu (przez gumy i deszcz) jakoś nie ciągnęło mnie dziś specjalnie na pole. Dodatkowo nie czułem się całkiem pewny swojego zdrowia. Jednocześnie miałem ochotę spróbować zrobić pierwsze w tym roku tempo. Odpaliłem więc film, trenażer i jazda.
Samo tempo to 20min. ze średnią kadencją 88 i średnim tętnem 155.
Pół godziny jazdy i zaczyna kapać, choć wg prognozy miało zacząć 2h później. Kiepski początek, ale nie pada za mocno więc jedziemy dalej. Za Tyńcem nawet przestaje (a może padało tylko w Krakowie, bo po zrobieniu pętli, w nim znów nas wita deszcz).
Pierwsza próba rozruchu po przeziębieniu. Warunki za oknem zachęcały do wyjścia na rower (10°C i prześwitujące słońce). Załatwiłem więc sprawy na mieście i wróciłem na około przez Kokotów.
Niestety, choć „po domu” wydawało mi się, że jest już całkiem dobrze, to na rowerze jeszcze czuć, że organizm zmulony. Ciężej się oddycha, chłodne powietrze drapie w gardle, a i nogi nie kręcą się tak lekko. Podjazdy w tym tygodniu będą więc musiały jeszcze zaczekać, a może choć tempo w niedzielę uda się zrobić…